Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
powiedziała:

- Jaki z ciebie głuptas... Leć do domu... Po obiedzie pójdziemy do ogrodu...

W ogrodzie panowała cisza. Pachniały akacje. Był ciepły wiosenny dzień, tylko obłoki raz po raz przysłaniały słońce. Pola usiadła na murawie, a ja leżąc obok oparłem głowę na jej kolanach i spoglądałem w niebo. Nad nami szumiały jabłonie, od rzeki dobiegał gwar koblet piorących bieliznę oraz plaśnięcia kijanek. Z odległegb komina unosiły się smużki dymu, układając się podobnie jak obłoki w przeróżne kształty ni to wysp, ni to zwierząt. I wszystko to było nieuchwytne, odlotne i pożegnalne jak szybujące w górze ptaki.

Polina jedną ręką muskała mi włosy
powiedziała:<br><br>- Jaki z ciebie głuptas... Leć do domu... Po obiedzie pójdziemy do ogrodu...<br><br>W ogrodzie panowała cisza. Pachniały akacje. Był ciepły wiosenny dzień, tylko obłoki raz po raz przysłaniały słońce. Pola usiadła na murawie, a ja leżąc obok oparłem głowę na jej kolanach i spoglądałem w niebo. Nad nami szumiały jabłonie, od rzeki dobiegał gwar koblet piorących bieliznę oraz plaśnięcia kijanek. Z odległegb komina unosiły się smużki dymu, układając się podobnie jak obłoki w przeróżne kształty ni to wysp, ni to zwierząt. I wszystko to było nieuchwytne, odlotne i pożegnalne jak szybujące w górze ptaki.<br><br>Polina jedną ręką muskała mi włosy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego