że warto mnie uczyć. No i tak dziedzic przestał wołać o posyłkę, miałem czas. Szkołę skończyłem normalnie, nawet do siódmej nie chodziłem. Dziedzic <br>opłacił stancję, wysłał do gimnazjum do Łodzi. Myślał, że potem pójdę na księdza. Mieszkałem w bursie, a com przyjechał do Malenia, wołał mnie proboszcz na spytki.<br>- A jak było w bursie?<br> - Szkoda słów! Jak zwykle w instytucji dobroczynnej, kłaniać się trzeba nisko różnym takim. Ale ja miałem już własny rozum. Poznałem się z młodymi z Wici. I tak zostało. Ksiądz nie wiedział, dziedzic nie wiedział, przyczaiłem się. A jak wyszło szydło z worka, zrobił się rejwach, że mnie do