od niego, żeby w następnym momencie podbiec, przywrzeć do jego szyi i obejmując go ciasno błagać - nie zostawisz mnie, prawda, nie odejdziesz? <page nr=94> - Wiesz, że nie odejdę - mówił i łagodnie odsuwał moją głowę przyciśniętą do jego ramienia, podnosił do góry moją twarz i całował moje oczy. Tulił mnie do siebie ostrożnie, jak gdyby obawiał się mnie zgnieść, a potem nagle mocniej, zarażony moim strachem.<br>- Nie, nie zostawię cię nigdy! I cóż znaczyły te zaklęcia! Wiedzieliśmy oboje, że musi mnie zostawić, że musi wyjechać. Jego serce było równie chore jak i moje, nad jego życiem podobnie jak i nad moim zawisł nieodwołalny wyrok. Męczył