na moją korzyść, między innymi zdjęcia chorego kręgosłupa Marka B. - denerwuje się Zbigniew Kotwica. - A najważniejszy dowód, czyli zabezpieczone przez prokuraturę preparaty (szkiełka z fragmentami usuniętego dysku, na podstawie których biegli mogliby ocenić, czy Marek B. miał rzeczywiście chory kręgosłup), uległ kompletnemu zniszczeniu rzekomo podczas transportu. Szkiełka zostały tak rozdrobnione, jak gdyby ktoś po nich celowo deptał.<br><br>Proces z udziałem dr. Kotwicy trwa już czwarty rok. Media, które początkowo ochoczo relacjonowały rozprawy przeciwko znakomitemu neurochirurgowi, teraz milczą.<br><br>- Dlaczego? - zastanawia się Kotwica. - Może dlatego, że wszystkie rzekome dowody mojej winy, przytaczane przez gazety jako stuprocentowo pewne, po kolei padają.<br>Chociaż w jego