razu podobieństwo do mojej matki. Była niska, przygarbiona, krucha, zniszczona, wystraszona, twarz miała zoraną przedwczesnymi zmarszczkami, głowę oblepioną rzadkimi włosami. W moim zapewne wieku, wyglądała na staruszkę. Jeszcze bardziej upodobniały ją do mojej matki odruchy: częste ukrywanie twarzy w dłoniach wzrok uciekający ku ziemi, ciągłe przesuwanie się do brzegu krzesła, jakby co chwila gotowała się do wstania i wyjścia. W ładnych, załzawionych oczach malował się popłoch, choć to słowo nie oddaje w pełni ich wyrazu istoty ściganej i osaczonej. Żegnała się ukradkowo małym krzyżykiem na piersiach, ilekroć musiała na mnie spojrzeć. Tak postępowała moja matka, ilekroć nie mogła nie spojrzeć na mojego