ostatnich pociągów, odjeżdżających z Powiśla, a do dworca miałem przecież jeszcze dobrych kilka minut marszu - zapytałem ją, czy teraz wysiada. Chciałem koniecznie usłyszeć jej głos, może jakoś zagadać - powiedziała po prostu: "Nie, proszę bardzo" i usunęła się, robiąc przejście. "Do widzenia" - powiedziałem, ale nie wysiadłem, bo nagle znaleźliśmy się w jakiejś górskiej dolinie, pełnej kolorowych kwiatów i wypełnionej dźwiękiem płynącego za skałami strumienia. Położyła mi głowę na ramieniu, wyciągnąłem rękę, żeby ją przytulić - i nagle znikła, i ona, i ta dolina pełna kwiatów, a ja znalazłem się na zimnej ławce na Dworcu Śródmieście. Z ciemnego tunelu wiało stęchlizną i kloaką, a