i biedą. Podłoga zabłocona, niewiele pomagało skrapianie jej wodą, częste zamiatanie. Stale ktoś wchodził, wychodził. Najtłoczniej robiło się o zmroku, gdy "ludzie" kończyli dzień zajęć. Najpierw pukał ekonom. Zdawał sprawozdanie, przyjmował dyspozycje na następny dzień. Były przeważnie potrzebne. Prowadzono jesienne omłoty, cały dzień dochodziło uszu monotonne buczenie młockarni. Czasami przerywał je wyższy, jakby cieńszy oddech. Marta wiedziała już, że taki dźwięk oznacza większą porcję zboża ciśniętego w paszczę maszyny. Bywało, że turkot urywał się. Wtedy robotnicy nakładali na koło transmisyjny pas, który lubił "spadać". Inni korzystali z chwili odpoczynku, przyglądając się ciekawie staraniom mechanika. Ten wykorzystywał przerwę aby obejrzeć maszynę, coś