wzorzec doświadczeń szkockich, szwajcarskich i węgierskich, wartych upowszechnienia na polskim gruncie, to jakieś nieporozumienie.<br>O sile piłkarskiej Szwajcarii można się było przekonać wiosną, kiedy ekipa <name type="person">Jerzego Engla</> dokopała jej cztery do zera. Od odprawiania egzekwii za duszę <name type="person">Gustava Sebesa</> mijają dziesięciolecia, a nad Dunajem jakoś nie widać godnych spadkobierców wspaniałej jedenastki z <name type="person">Kocsisem</>, <name type="person">Puskasem</> i <name type="person">Bozsikiem</> w rolach głównych. Szkoci? Oni najlepiej wiedzą, jak dawno minęły sukcesy <name type="org">Celtiku</>, <name type="org">Glasgow Rangers</> i <name type="org">Aberdeen</> w klubowej rywalizacji na Starym Kontynencie.<br>Najmocniejsze ligi europejskie, a to z nich powinno brać się przykład - grają najnormalniej, tradycyjnie. Bez żadnych wydumanych podziałów. Czy ktoś pomyślał, że drużyny