z naszym komitetem.<br>Wydawało się, że spotkanie dobiega końca. Rysowała się przede mną perspektywa kariery politycznej. Łysy dał mi znak, bym zaczekał, i postanowił zapalić fajkę, którą od początku rozmowy trzymał w ręku. Wymachiwał nią, by podkreślić wagę swych słów. Teraz wydobył pudełko zapałek i próbował skrzesać ogień. Niestety, pocierał jedną po drugiej, ale uzyskiwał najwyżej trzask bez płomienia. Były to znane u nas zapałki udoskonalone i zracjonalizowane, z główką albo znacznie mniejszą niż dawniej, ledwo widoczną na końcu drewienka, albo w ogóle pozbawione główki. Łysy pocierał nimi pudełko coraz gwałtowniej, łamiąc teraz co drugą drżącymi ze złości rękami. Zapaliła się chyba dziesiąta