ów węgierski książę, przerażony, za mnicha się przebrał, jak ongi, kiedy u <orig>wrótni</> klasztornych dziewki się dopukiwał, i uciec chciał, ale przekleństwo miało kroki bardziej wartkie i drogę mu zastąpiło. <br><br>Widzący to, pani do wróżek w strasznej rozpaczy o pomoc szła, ale te niczego uradzić nie mogły, jeno każda, po jednym dziecku porwawszy, uciekać poczęła. <br>Ale kamienie rosły, że przejścia już żadnego nie było. Wróżki z onymi dzieciętami siadły i pewnej śmierci czekały. <br>Nic <orig>naokrąg</> nie <orig>usłychnąłeś</>, tylko jęki, płacz i żałowanie, że ginąć z żałości. Dzieci matki nawoływały, a onać, nadbiegłszy, płakała z nimi i płakała, jak ta Siklawica*, co z