Liścia zamarła w pół ruchu. Doron popatrzył na klęczącego przed nim mężczyznę, nie wierząc własnym oczom. Teraz, gdy ujrzał tę twarz z bliska, gdy - chcąc zadać ból - przyjrzał się jej uważnie, poznał. Człowiek u jego stóp to nie był Penge Afra, władca i pan Leśnych Gór.<br>- Ktoś ty?!<br>- Ja... zastępca jego wysokości, sobowtór, panie, daruj mi, nie zabijaj...<br>- Gdzie Penge Afra?<br>- Nie wiem - wychrypiał mężczyzna. - Nie wiem!<br>- Kiedy wyjechał?<br>Pierwsze uderzenie w drzwi, jeszcze lekkie, sprawdzające siłę zamka.<br>- Wczoraj, wczorajszego wieczora.<br>- Do kiedy?<br>- Nie wiem, wielmożny Penge Afra wraca, kiedy chce, a wtedy...<br>- Co wtedy z tobą?<br>- Wywożą mnie gdzieś, nie wiem