dywany, inni zaciągali i froterowali <br>podłogi, myli okna, uprzątali ścieżki, pucowali obuwie, <br>kąpali się, jednym słowem w Akademii zawrzało jak <br>w ulu.<br><br>Mateusz bez przerwy krążył nad nami, zaglądał <br>w najmniejsze szpary, poganiał nas i sprawdzał to, cośmy <br>zrobili.<br><br>Zdawało się, że wszystko idzie jak najlepiej i że <br>nic nie jest w stanie zakłócić panującej w Akademii <br>harmonii.<br><br>Stało się jednak inaczej.<br><br>Na świeżo zafroterowanej posadzce w gabinecie pana Kleksa <br>pojawiła się nie wiadomo skąd kałuża atramentu. Z poduszek, <br>które wietrzyły się na dziedzińcu, zaczęły <br>się nagle unosić tumany pierza. Obsiadło ono dywany, meble <br>i nasze ubrania, tak że ledwo mogliśmy się potem