na rzeki rzucające za nim swe srebrne pętle, na miasta wyrastające <br>jak spod ziemi i lżył zadyszany, tłusty pejzaż, który zawsze gdzieś w końcu <br>potykał się i leciał na łeb w załom widnokręgu <page nr=297>.<br> Razem z przestrzenią ginął czas. Na słupkach kilometrowych, jak na kreskach <br>i cyfrach olbrzymiej tarczy zegarowej, raz jeszcze przemijały wstecz tygodnie <br>spędzone z Aliną, wieczory przeżyte u Kaliny, miesiące samotnej walki, Rojek <br>wyzgrzytał swą godzinę ze wzruszającą uległością starego mechanizmu, który ożywiono <br>na chwilę, nawet Kos odezwał się z daleka jak senny kurant przed świtem. Wzniosłe <br>rozrzewnienie ogarnęło Teofila. Poczuł się pełny jak kłos, doznał porywającej <br>radości i