było to, że się z tej podróży wychodziło cało, że się ją po prostu przeżyło.<br>Matka każdego dnia musiała pokonać dwa kilometry tego przedmieścia w przedmieściu, żeby dojść do szkoły. W szkole uczyła przede wszystkim dzieci bezrobotnych i alkoholików z Dębowej Góry, którzy czuli do niej szacunek, a nawet sympatię, kłaniali się jej, wiedzieli, że pochodzi z Mokrego, że jest dobrym pedagogiem. Matka niby też wspominała ich z sentymentem, a może z jakichś nie do końca zrozumiałych powodów tylko pozorowała ów sentyment.<br>Kiedy już uzmysłowiła sobie, że mnie z samego wnętrza jej wyrzutu sumienia nie da się wyciągnąć, wyjąć po prostu