zamiast stóp miał poorane pazurami, skrwawione kikuty ze sterczącymi kośćmi. - Spójrzcie. To robota ghuli. <br>- Upiorów? - Zoltan Chivay cofnął się, splunął. - Trupojadów?<br>- Jak najbardziej. W nocy wśród lasów musimy się strzec.<br>- Krr-rrwa mać! - zaskrzeczał Feldmarszałek Duda.<br>- Z ust mi to wyjąłeś, ptaku - zmarszczył brwi Zoltan Chivay. - Ot, popadli my w kabałę. Jakże więc? W las, gdzie upiory, czy drogą, gdzie wojska i maruderzy?<br>- W lasy - powiedziała z przekonaniem Milva. - A co gęstsze. Wolę ghule niźli ludzi.<br> <br>Szli lasami, początkowo ostrożni, spięci, reagujący alarmem na każdy szelest w chaszczach. Wkrótce jednak odzyskali kontenans, humor i poprzednie tempo. Nie widzieli ani ghuli, ani