Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
ten przeklęty dom, miał za złe
albo źle życzył, lecz zbiorowa radość, tańce, festyny, wiece i bale
zawsze mnie napawały nieposkromioną melancholią.
Nie dostrzegałem w nich nic, co mogłoby mnie ucieszyć.
Im bardziej feta się przeciągała, tym bardziej robiłem się
smutny.
Nad zbiorową radością jawił się zawsze cień śmierci.
Prawem kaduka ja go tam zaraz widziałem...
Ja, antymizantrop do szpiku kości!
Więc nie wiem, skąd brał się ów hokus-pokus?
Może dlatego upodobałem sobie klimat kameralny, a zgiełk zabawy
odstręczał mnie natychmiast.
Tymczasem oni tańczyli, jakby ich bies porwał.
Młody Dm-ski z rozwianym włosem i siedmiu ogolonych młodzieńców.
A Jasieńku
ten przeklęty dom, miał za złe<br>albo źle życzył, lecz zbiorowa radość, tańce, festyny, wiece i bale<br>zawsze mnie napawały nieposkromioną melancholią.<br> Nie dostrzegałem w nich nic, co mogłoby mnie ucieszyć.<br> Im bardziej feta się przeciągała, tym bardziej robiłem się<br>smutny.<br> Nad zbiorową radością jawił się zawsze cień śmierci.<br> Prawem kaduka ja go tam zaraz widziałem...<br> Ja, antymizantrop do szpiku kości!<br> Więc nie wiem, skąd brał się ów hokus-pokus?<br> Może dlatego upodobałem sobie klimat kameralny, a zgiełk zabawy<br>odstręczał mnie natychmiast.<br> Tymczasem oni tańczyli, jakby ich bies porwał.<br> Młody Dm-ski z rozwianym włosem i siedmiu ogolonych młodzieńców.<br> A Jasieńku
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego