Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
Po tym, co przeżył w ciągu ostatnich dni... Czuł jednak, że nadchodzi wreszcie ta chwila, w której zdoła się wywdzięczyć Doronowi za wszystko - za ratunek, za opiekę, za przyjaźń. Lecz równocześnie wzrastało w nim przerażenie. Bo cóż to będzie za wywdzięka? Wziąć zamach, szeroki, mocny, a potem ciąć toporem, rozedrzeć kaftan i skórę, pozwolić, by kamienne ostrze strzaskało kark i przebiło serce. Zabić Liścia. Cóż to za wywdzięka...
- Są! - syknął Liść, zatrzymując się raptownie.
- Są! - powtórzył Magwer, jakby dopiero to potwierdzenie mogło przywrócić go do rzeczywistości.
Bana i jego syna otaczało kilkunastu przybocznych. Stali pośrodku otoczonego domami placyku. Budynki płonęły, ogień
Po tym, co przeżył w ciągu ostatnich dni... Czuł jednak, że nadchodzi wreszcie ta chwila, w której zdoła się wywdzięczyć Doronowi za wszystko - za ratunek, za opiekę, za przyjaźń. Lecz równocześnie wzrastało w nim przerażenie. Bo cóż to będzie za &lt;orig&gt;wywdzięka&lt;/&gt;? Wziąć zamach, szeroki, mocny, a potem ciąć toporem, rozedrzeć kaftan i skórę, pozwolić, by kamienne ostrze strzaskało kark i przebiło serce. Zabić Liścia. Cóż to za &lt;orig&gt;wywdzięka&lt;/&gt;...<br>- Są! - syknął Liść, zatrzymując się raptownie.<br>- Są! - powtórzył Magwer, jakby dopiero to potwierdzenie mogło przywrócić go do rzeczywistości.<br>&lt;orig&gt;Bana&lt;/&gt; i jego syna otaczało kilkunastu przybocznych. Stali pośrodku otoczonego domami placyku. Budynki płonęły, ogień
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego