Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
kłębuszek - pisklę.
Oślepiające światło wyciska łzy z oczu. Wiatr przywiewa znów stęchły odór ptasiego nawozu. Mewy wrzeszczą przeraźliwie, chcąc odebrać łup napastnikowi. Dość nam już tego harmideru. Wolę podziwiać pingwiny Adeli z dala od ich domostwa.
Po sinawym lodzie w dali wędrują cienie obłoków. Nieopodal nas majaczy plama szerokiego wodnego kanału. Idziemy do niej wąską koleiną wydeptaną setkami różowych, błoniastych łapek.
To najpewniejsza droga - rzuca idący przede mną biolog. - Pingwin nigdy nie pójdzie tam gdzie lód się może załamać.
Włączamy się w ciągnący do morza biały sznurek kołyszących się z boku na bok postaci. Wolno jak one, krok za krokiem. Nie
kłębuszek - pisklę. <br>Oślepiające światło wyciska łzy z oczu. Wiatr przywiewa znów stęchły odór ptasiego nawozu. Mewy wrzeszczą przeraźliwie, chcąc odebrać łup napastnikowi. Dość nam już tego harmideru. Wolę podziwiać pingwiny Adeli z dala od ich domostwa. <br>Po sinawym lodzie w dali wędrują cienie obłoków. Nieopodal nas majaczy plama szerokiego wodnego kanału. Idziemy do niej wąską koleiną wydeptaną setkami różowych, błoniastych łapek. <br>To najpewniejsza droga - rzuca idący przede mną biolog. - Pingwin nigdy nie pójdzie tam gdzie lód się może załamać. <br>Włączamy się w ciągnący do morza biały sznurek kołyszących się z boku na bok postaci. Wolno jak one, krok za krokiem. Nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego