ogonów. Syte, drzemały w świetle słabych, odrutowanych żarówek.<br> Ciemną już nocą wracano do dworu. Śnieg skrzypiał pod butami, szedł mróz. "Ano, Barbara była po wodzie" - przypomniał ksiądz. W holu aż raziło oczy światło. Paliła się lampa, płonęły świece w licznych świecznikach rozstawionych na konsoli przed lustrem, w zawieszonych u ścian kandelabrach, chyba setka cienkich świeczek jarzyła się na choince. Reidernowa, ustrojona w ciemną, błyszczącą i oblepiającą nieco jej ciało suknię, długą do ziemi, wyszła im naprzeciw. W dłoniach trzymała talerzyk z opłatkami na serwetce. Borowski odebrał go i z szacunkiem wręczył księdzu. W holu zrobiło się nagle tłoczno. Przy drzwiach do