Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
załadował walizki i ruszyliśmy w kierunku miasta. Jurczenko jechał z Krysią i Sieriożą w jednej dorożce, w drugiej - matka, panna Kazimiera i ja. Siedziałem na przedniej ławeczce i przyglądałem się pannie Kazimierze. O, to już nie była dawna zahukana panienka! Miała na sobie granatowy żakiecik, a na głowie duży granatowy kapelusz z czarną wstążką. Oczy jej nabrały blasku, nos przybladł, policzki zaokrągliły się, wargi stały się pełniejsze i twarz straciła swój ostry zarys. Minęło chwilowe onieśmielenie i panna Kazimiera rozmawiała z matką swobodnie, jak wtedy w Warszawie, kiedy z panią Bielską przyszła nas odwiedzić.

Jechaliśmy wzdłuż torów, po czym dorożki skręciły
załadował walizki i ruszyliśmy w kierunku miasta. Jurczenko jechał z Krysią i Sieriożą w jednej dorożce, w drugiej - matka, panna Kazimiera i ja. Siedziałem na przedniej ławeczce i przyglądałem się pannie Kazimierze. O, to już nie była dawna zahukana panienka! Miała na sobie granatowy żakiecik, a na głowie duży granatowy kapelusz z czarną wstążką. Oczy jej nabrały blasku, nos przybladł, policzki zaokrągliły się, wargi stały się pełniejsze i twarz straciła swój ostry zarys. Minęło chwilowe onieśmielenie i panna Kazimiera rozmawiała z matką swobodnie, jak wtedy w Warszawie, kiedy z panią Bielską przyszła nas odwiedzić.<br><br>Jechaliśmy wzdłuż torów, po czym dorożki skręciły
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego