stołowej, perłami podtrzymującymi fryzurę "niepowtarzalną i osobistą".<br><br>Coraz przyjemniej jest przeglądać się w staroświeckich lustrach i widzieć tam coraz bardziej pewny siebie uśmiech bogatej herytiery, żony przystojnego ziemianina. Dotychczas nie wiedziała, że mogą głaskać własną miłość - i te stroje, i służba, i "ślicznie urządzony dom ludwinowski", te siedem koni do karety z forysiem na przodzie, a "pięć do kocza, po krakowsku", te szybkie jazdy, "przelatywanie" trzydziestu mil w jedną dobę.<br><br>I tak minęły dwa lata, gdy była - jak wspomni - "samym śmiechem, samą pustotą, samą próżnością". Pewnej jesieni w czasie Zaduszek sprzyjających zadumie poczuła czczość i bezsens takiego - na dłużej - trybu życia