dzień przebiegał swoją drogę, musiała zacząć wierzyć, że ta niepojęta groza obleka się w rzeczywistość. Rozpacz, dla której pomieszczenia firmament jest za ciasnym pudełkiem, gryzła ją na przemian z budzącym się wstydem i strachem swego ciała, swoich zmysłów i swoich myśli. A na domiar złego począł się czaić z kątów kąśliwy wąż podrażnionej ambicji, oplatać i dusić jej piękne ciało. A gdy nadszedł wieczór, gdy biedna Suzanne musiała zrozumieć, że nic się już nie odmieni, nie rozbierając się rzuciła się na łóżko, zakryła aż po głowę kołdrą i krzyczałaby: Podłość, podłość, gdyby wirujące i palące myśli dopuszczały słowa".<br>Skończyłem pisać i