się szczęśliwie i z korzyścią wiedzie aż do wieczora. <br>Potem pożegnał się z nią i poszedł swoją drogą. A biedaczka, uśmiechnąwszy się tylko na życzenie staruszka, sięgnęła do skrzyni i wydobyła kawałek płótna, by sporządzić koszulinę dla swego dzieciątka. Odmierzyła, ile było potrzeba, patrzy i oczom własnym nie wierzy: ten kawałek płótna w rękach jej rośnie, rośnie i wydłuża się. Mierzy dalej, płótno rozwija i rozwija, ale końca płótna jak nie widać, tak nie widać. Mierzy i mierzy, góra płótna rośnie aż do sufitu, a końca jeszcze nie widać. <br>Około południa cała izba zapełniła się płótnem aż po brzegi. Wyszła tedy