ocierając ukradkiem łzy, pięćdziesięcioletnia sierotka, podstarzałe dziecko, pierwszy uczeń, bity nieustannie po łapach.<br>Później pan ambasador odwiózł służbowym "Mercedesem" matkę, siostrę i mnie na ulicę Żurawią i wymówił się obowiązkami, nie cierpiącymi zwłoki. Znaleźliśmy się we troje w opuszczonym mieszkaniu. Matka, ociekając łzami, schyliła się w kącie sypialni i wsunęła kawałek drutu w szczelinę między klepkami podłogi. Nagle, ku memu zdziwieniu, trzy klepki odskoczyły na zawiasie, ukazując skrytkę. O takich skrytkach słyszałem w czasie okupacji niemieckiej. Matka nie wyciągnęła pistoletu ani tajnych gazetek, ale pokaźny woreczek z płótna. Patrzyliśmy z siostrą jak zahipnotyzowani. Matka podeszła do stołu, rozwiązała woreczek, pochyliła go