palcami po stole, skupiony, zdawałoby się, wyłącznie na męczonym przez Ormian świętym. - Właśnie. Cóż to za rycerz, synu? Imię? Ród? Herb? <br>- Khem... - chrząknął kleryk. - Ni imię nie padło, ni ród... Ni herbu nie nosił, cały w czerń będąc odzianym. Aleć jam go już u biskupa widywał. <br>- Jak tedy wygląda? Nie każ się ciągnąć za język. <br>- Niestary. Wysoki, szczupły... Włosy czarne do ramion. Nos długi, by dziób... Tandem wejrzenie jakieś takie... ptasie... Przenikliwe... In summa, gładkim nazwać go trudno... Ale męski... <br>Gwibert Bancz urwał nagle. Kanonik nie odwrócił głowy, nie przerwał nawet bębnienia palcami. Znał tajone upodobania erotyczne kleryka. To, że je