Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
zasypiałem, a rano budziły mnie wielogłose szczebioty ptaków.



- Adamczyk, cyt! Ani słowa! - dodała przykładając palec do warg i tym samym palcem posłała mi całusa, ukazując w zalotnym uśmiechu swój krzywy ząbek.

Pomyślałem nie bez żalu, że Polina potrafi w taki sam sposób uśmiechać się do mego ojca, do Tekli, do kiści bzu, do przelatującej pszczoły... Po prostu nie umiała uśmiechać śię inaczej. A całusa posłała mi dlatego, że jej śliczne, ruchliwe palce zawsze musiały tańczyć w powietrzu jak elfy.

W warsztatach kolejowych działy się jakieś bardzo zagadkowe sprawy, bo gdy ojciec zwichnął rękę i kilka dni został w domu, co rano
zasypiałem, a rano budziły mnie wielogłose szczebioty ptaków.<br><br>&lt;gap reason="sampling"&gt;<br><br>- Adamczyk, cyt! Ani słowa! - dodała przykładając palec do warg i tym samym palcem posłała mi całusa, ukazując w zalotnym uśmiechu swój krzywy ząbek.<br><br>Pomyślałem nie bez żalu, że Polina potrafi w taki sam sposób uśmiechać się do mego ojca, do Tekli, do kiści bzu, do przelatującej pszczoły... Po prostu nie umiała uśmiechać śię inaczej. A całusa posłała mi dlatego, że jej śliczne, ruchliwe palce zawsze musiały tańczyć w powietrzu jak elfy.<br><br>W warsztatach kolejowych działy się jakieś bardzo zagadkowe sprawy, bo gdy ojciec zwichnął rękę i kilka dni został w domu, co rano
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego