mniej porywu w pracy,<br>i czoło moje<br> czas<br> z rozpędu kruszy.<br>Nadchodzi<br> najstraszniejsza<br> spośród amortyzacji -<br>amortyzacja<br> serca i dusz.<br>Gdy słońce<br> wieprza spasionego<br> wzlotem<br>wzejdzie<br> nad przyszłym<br> światem bez nędzarzy,<br>ja<br> będę gnił już,<br> skonawszy pod płotem,<br>obok<br> dziesięciu<br> kolegów-pisarzy.<br>Zamknijcie,<br> proszę,<br> bilans mego życia.<br>Twierdzę<br> i wiem -<br> nie kłamię przez minutę:<br>na tle<br> kombinatorów,<br> których dziś widzicie,<br>ja tylko<br> jeden<br> okażę się bankrutem.<br>Nasz obowiązek -<br> wyć<br> syreny rykiem<br>we mgle mieszczaństwa,<br> w burzach nad odmętem.<br>Poeta<br> jest zawsze<br> wszechświata dłużnikiem,<br>płacącym<br> te nieszczęsne<br> kary i procenty.<br>Dług mam<br> wobec Brodwayu,<br> gdy światłem zabłyśnie,<br>i wobec nieba,<br> które nad Bagdadi