ich tylko. Zrazu próbowałem wstawać, ilekroć ktoś z czekających, zakonnik czy ksiądz, przeważnie zresztą tacy tu byli interesanci, nie miał gdzie usiąść. Ale Maliński przytrzymywał mnie. W pewnym momencie, po którejś z rzędu próbie, zniecierpliwił się i szepnął: <page nr=143> - Nie ma potrzeby. Spokojnie. O tej godzinie przychodzi tu sama bardzo skromna klientela.<br>Wtedy to właśnie podszedł do nas sekretarz.<br>- Ksiądz Ducci przeprasza panów za czekanie i prosi do siebie.<br>Weszliśmy. Pokój piękny, jasny, ogromny, mahonie. Ksiądz średniego wzrostu, przystojny, młody. Oczy niebieskie, bystre. Spojrzenie przenikliwe, skierowane wprost na człowieka, bez tego unikania cudzego wzroku, co zauważyłem u księdza de Vos. Głos dźwięczny