wychyli się z nikłej ciemności drewniany kształt w wypłowiałych kolorach. Zegar wisiał dość wysoko, przysuwaliśmy więc stoły i krzesła, próbując zajrzeć do środka. Któregoś dnia odnalazłem sekretne wejście do mechanizmu, poświeciłem latarką i zajrzałem do wnętrza. Otwierał się przede mną tajemniczy świat, którego się nawet nie domyślałem, pełen iskrzących sprężyn, kół zębatych, śrubek, blaszek. Snop światła przewiercał się przez szczeliny, pęknięcia, kremowy cyferblat, rozpraszał się na delikatnych, ażurowych konstrukcjach i w postaci mętnych już płomyków osiadał na tapecie. Nigdzie nie było kukułki. <br>Tydzień później zobaczyłem ją na biurku naszej wychowawczyni; leżała między innymi częściami ściennego zegara, wśród szpargałów, wyblakła i bez życia