i smoły, zabijane zresztą rychło przez woń kloaczną, bijącą z podwórkowej wygódki i ulicznych rynsztoków. Tak, tu nie było wcale miejsca na bajki i czarodziejstwa.<br>A jednak pociągała mnie strona podwórza i tajemnica parkanu, której nigdy nie próbowałam poznać, bo chciałam, żeby trwała zawsze - zwłaszcza wtedy, gdy wracałam już na kolację do domu kuchennymi drzwiami, które były tak beznadziejnie rzeczywiste jak cała ta okolica kuchennych szaf, stołów obitych ceratą, rozpalonych fajerek i pogrzebaczy, wiadra na śmieci i zlewu.<br>Rzeczywistość była utrapieniem. Czy dlatego zapełniałam ją Gorgonami i subiektami ze sklepów cynamonowych? Może nawet jajecznica dla pana Weingartena należała do błogiej nierzeczywistości