że nie spocznie, aż świętokradcę dosięgnie i zbrodnię pomści. <br>Tylko Francesco Barberini milczał. Obejmując oburącz siwiejącą głowę, prosił <br>Boga o śmierć. Nie mówił nic, bo cóż by mógł rzec? Nikt nie był tyle winny nieszczęściu, <br>co on. Był winniejszy niźli ten nędzny zakrystian, którego pewno skuszono pieniędzmi!<br>Wszak jemu, nie komu innemu, zwierzył się ów straszny Polak ze swej nieposkromionej <br>żądzy posiadania cudownego obrazu. Jemu, nie komu innemu, mówił otwarcie, że <br>nie powróci do swojej ojczyzny sam... Jego objaśniali legaci, że dla Polaków <br>nie ma nic niepodobnego i że gotowi się ważyć na czyny, na które nikt się nie <br>waży... On