Typ tekstu: Książka
Autor: Dukaj Jacek
Tytuł: Czarne oceany
Rok: 2004
palcami o obicie fotela. Odległe światła i cienie Kapitolu wywoływały przykre skojarzenia. Ból upokorzeń; te rany palą jak posypane solą, ilekroć sobie przypomni. Wystarczy przypływ głębszych asocjacji. Ale dobrze, niech tak będzie, niech palą - on wróci, teraz ma stosowną kartę, dzisiejsza noc przeważy. Bronstein. Grzyb. A Grudzień? Rozważał to, przesuwając koniuszkiem języka po podniebieniu. Grudzień - lepiej nie poruszać tematu, nie wiadomo, co to jest, to może być wszystko, rozsądniej w ogóle nie pytać, drobny niuans kontekstu może zdradzić ignorancję, zbyt wielkie ryzyko. Lepiej niech Anzelm jeszcze powęszy.
- Bronstein, Peter Frederick, przyleciał z Mediolanu Lufthansą o siódmej dwadzieścia rano, pierwsza klasa, na
palcami o obicie fotela. Odległe światła i cienie Kapitolu wywoływały przykre skojarzenia. Ból upokorzeń; te rany palą jak posypane solą, ilekroć sobie przypomni. Wystarczy przypływ głębszych asocjacji. Ale dobrze, niech tak będzie, niech palą - on wróci, teraz ma stosowną kartę, dzisiejsza noc przeważy. Bronstein. Grzyb. A Grudzień? Rozważał to, przesuwając koniuszkiem języka po podniebieniu. Grudzień - lepiej nie poruszać tematu, nie wiadomo, co to jest, to może być wszystko, rozsądniej w ogóle nie pytać, drobny niuans kontekstu może zdradzić ignorancję, zbyt wielkie ryzyko. Lepiej niech Anzelm jeszcze powęszy. <br>- Bronstein, Peter Frederick, przyleciał z Mediolanu Lufthansą o siódmej dwadzieścia rano, pierwsza klasa, na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego