Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z odkrytą głową, w futrze narzuconym na ramiona i człapiąc kaloszami po błocie, zbliżył się do bramy. Spokojnym ruchem zdjął skobel przytrzymujący zaporę i otworzył jedno skrzydło bramy. Matowy blask dnia ślizgał się po gładkiej łysinie i lśnił na złotej oprawie okularów. Napastnicy odruchowo cofnęli się i jak gdyby stracili kontenans na widok bezbronnego starca. Ktoś z daleka rzucił kamieniem, lecz chybił.

Korzystając z chwilowej ciszy doktor Jakub przemówił drżącym głosem:

- Ludzie, co wy robicie? Znacie mnie wszyscy, leczyłem was bezpłatnie... Od trzydziestu lat jestem waszym lekarzem, a wy napadacie na mój dom...

- Milcz, parchu! Nie zawracaj głowy! - krzyknął wyrostek siedzący
z odkrytą głową, w futrze narzuconym na ramiona i człapiąc kaloszami po błocie, zbliżył się do bramy. Spokojnym ruchem zdjął skobel przytrzymujący zaporę i otworzył jedno skrzydło bramy. Matowy blask dnia ślizgał się po gładkiej łysinie i lśnił na złotej oprawie okularów. Napastnicy odruchowo cofnęli się i jak gdyby stracili kontenans na widok bezbronnego starca. Ktoś z daleka rzucił kamieniem, lecz chybił.<br><br>Korzystając z chwilowej ciszy doktor Jakub przemówił drżącym głosem:<br><br>- Ludzie, co wy robicie? Znacie mnie wszyscy, leczyłem was bezpłatnie... Od trzydziestu lat jestem waszym lekarzem, a wy napadacie na mój dom...<br><br>- Milcz, parchu! Nie zawracaj głowy! - krzyknął wyrostek siedzący
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego