przystali na dziwny warunek. Gdy w chwilę później opuścili mieszkanie Lewandowskiego, długo szli nie odzywając się do siebie, a zaraz za przejazdem kolejowym pożegnali się i każdy szybko poszedł w swoją stronę.<br> Nazajutrz rano, przy zmianie szychty, całe chyba Ostrowy zebrały się po obu stronach żużlowej drogi przed główną drogą kopalni. Przy mostku czekali dwaj z taczkami. Lewandowski nadszedł zwykłym, choć może powolniejszym krokiem, twarz miał bledszą niż zazwyczaj, lecz bure oczy spokojnie patrzyły na świat spod daszka czapki. Rozgadani ludzie wzdłuż drogi uciszyli się od razu, zaczęli wyciągać szyje, po twarzach jednak widać było, że teraz, gdy przyszła ta chwila