nim litanię za tych z nas, którzy nie mogli pohamować wesołości.<br> Żaden wzrok, nawet przyprowadzonego do pasji "kochanego dymisjonowanego komandora", nie był w stanie powstrzymać lawiny słów. Wyżłobiła ona sobie koleiny nie tylko w myślach kapitana, ale i słuchaczy. Kapitan mówił, mówił i mówił. Gdy dochodził do słów "kochAAAni moi...", "kościuszkowcy" automatycznie powtarzali: "stAAArsi oficerowie, młOOOdsi oficerowie, stAAArsi urzędnicy, młOOOdsi urzędnicy, chłOOOpcy okrętowi, kobiEEEty, mężczYYYźni, inne płcie, stAAArsi marynarze, młOOOdsi marynarze, stAAArsi mechanicy, młOOOdsi mechanicy, sternIIIcy, stAAArsi kucharze, młOOOdsi kucharze, ochmIIIstrze, stewAAArdzi, stewardEEEsy, strażAAAAAAcy i nasz kochany dymisjonowany komandor, dyrektor Konstanty Jacynicz..." (s. 184)<br> A kapitan pomiędzy te chóralne nieomal części