służby bezpieczeństwa ogłosiły pogotowie na wypadek nowych zamachów podczas defilady.<br>Defilada trwała, gdy na jego biurku zadzwonił telefon, zarezerwowany tylko na najważniejsze rozmowy. Sulejman poczuł, jak łzy napływają mu do oczu, gdy usłyszał w słuchawce: "Leci do was śmigłowiec z Massudem". "Przecież go nie zapraszaliśmy..." - jęknął w odpowiedzi, zrozpaczony, że koszmar niepodległościowej rocznicy jeszcze się nie skończył.<br>Massud żył, gdy przewieziono go do szpitala wojskowego stacjonującej w Tadżykistanie rosyjskiej dwieście pierwszej dywizji, córki czterdziestej armii, przeciwko której toczył świętą wojnę. Rosjanie nie mogli mu już jednak pomóc. Zmarł, zanim zapadł wieczór.<br>Jego towarzysze, przerażeni i osamotnieni, jeszcze przez wiele dni utrzymywali