Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:

- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?

- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!

- A nie życzysz sobie, przypadkiem, pestek, Adam Stanisławowicz?

- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!

Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi do kieszeni garść pestek.

Ojca mego Jegor czcił, matki bał się, Tekłę uwielbiał. Tylko o Krysi nie umiał wyrobić sobie zdania. Gdy raz zagadnąłem go na ten temat, powiedział po namyśle
wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:<br><br>- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?<br><br>- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!<br><br>- A nie życzysz sobie, przypadkiem, pestek, Adam Stanisławowicz?<br><br>- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!<br><br>Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi do kieszeni garść pestek.<br><br>Ojca mego Jegor czcił, matki bał się, Tekłę uwielbiał. Tylko o Krysi nie umiał wyrobić sobie zdania. Gdy raz zagadnąłem go na ten temat, powiedział po namyśle
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego