tylko straszyli... <br>Jeździec spojrzał mu w oczy, a wzrok miał zimny. Wręcz lodowy. <br>- Straszyłem - przyznał. - Ale ja, Lancelocie, nigdy nie straszę na wiatr. <br>* <br>Zapowiadanym przez Urbana Horna podróżnym okazał się ksiądz. Powożący sporym wozem grubasek z głęboko wygoloną tonsurą, odziany w płaszcz obszyty tchórzami. <br>Ksiądz zatrzymał konia, nie schodząc z kozła wysłuchał opowieści, przyjrzał wozowi ze złamaną ośką, przypatrzył uważnie każdemu z trojga uniżenie proszących, pojął wreszcie, o cóż to proszący proszą. <br>- Że niby jak? - zapytał wreszcie z wielkim niedowierzaniem. - Do Strzelina? Na moim wozie? <br>Proszący przybrali pozy jeszcze bardziej proszące. <br>- Ja, Filip Granciszek z Oławy, pleban od Matki Bożej Pocieszenia