dała go <br>Adeli. Dość, że klucz został w zamku, a nikogo <br>nie było jak na złość w bramie: Adela poszła <br>z dziećmi do ogródka, matka do posługi, dziadek do <br>cyrkułu z meldunkami, a Stasiek zamiatał schody. Złodziej <br>tak się dobrze zakrzątnął, że wyniósł, <br>co tylko w izbie było cenniejszego: zimowy kożuch i buty <br>dziadka, kołdrę, niedzielne trzewiki Adeli. Znalazł nawet <br>na dnie kuferka zawiniątko z pieniędzmi dziadka - wszystkie <br>jego oszczędności! <br><br>W izbie nastał prawdziwy sądny dzień. Dziadek krzyczał, <br>że na swoje nieszczęście ich chyba tu sprowadził i że <br>ich dziś jeszcze na ulicę wygna, matka i dzieci płakały, <br>a Adela dostała