jakiej mieliśmy się znaleźć, miękły mi kolana i włos się jeżył.<br><br><br>Musieliśmy sporządzić uprząż dla Pożeracza Chmur, by nie krępowała mu ruchów, a zarazem zabezpieczyła mnie przed upadkiem. Po kilku próbach i przymiarkach była gotowa.<br>Przez półtorej doby Pożeracz Chmur przychodził do siebie. Najadał się na zapas, pochłaniając foki, dzikie kozy oraz wieprze. Polował chyłkiem, starając nie rzucać się w oczy rybakom i zbieraczom bursztynu. Wylizywał się, czesał i czyścił pazury, aż w końcu wymuskany, dziarski, z żywym błyskiem w oku, stwierdził, że jest w odpowiedniej formie. Gorzej było ze mną. Spakowałem się, co prawda, ale tak naprawdę gotów nie byłbym