Zaszumiała ponad nimi ta wierzba złotocha -<br>Poznał chłopiec, czym w uścisku jest stal, gdy pokocha!<br><br>Całowała go zębami na dwoje, na troje:<br>"Hej, niejedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!''<br><br>Poszarpała go pieszczotą na nierówne części:<br>"Niech wam, moje wy drobiażdżki, w śmierci się poszczęści!''<br><br>Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:<br>"Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!''<br><br>Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,<br>Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiały.<br><br>Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek -<br>Nie wiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!<br><br>Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,<br>Jak ta dynia