góry nie przewidział, była intruzem<br>i stawała w drzwiach gabinetu jak nieoczekiwany gość, jak<br>anioł śmierci, który drwi z czasu. Żył czasem "wewnętrznym",<br>który z ciemnych źródeł pamięci płynął niepewny<br>i chwiejny jak pamięć. Jak rwący strumień - czas porywał<br>strzępki wspomnień, z szumem opływał potężne przęsła<br>pojęciowych konstrukcji i w krętych wirach unosił cały<br>świat: gałązki topoli, połyski szyb, czerwień murów, spełzły<br>błękit, obłoki, cienie i twarze. Jak poryw wiatru - czas<br>- szeleścił w kartkach ściennego kalendarza, zdzierał ćwiartki<br>papieru ze stołu i powiewał zieloną firanką. Twarze<br>przechodniów z lipowej alei i uściśnięte z roztargnieniem<br>dłonie płynęły przez pamięć podobne do liści