kwiatach cytryn, o wyspie kochanków, <br>Aż, utraconą, przypomnieć nam straszno. <br>Ileż to razy, on, piękno i chwała, <br>Przepych i krzyki miłosne cietrzewi, <br>Ironią umiał wykrzywiać nam usta, <br>550<br>Szepcząc do ucha, że kolory wiosny, <br>Trele słowika i nasze natchnienie <br>Są tylko jego rozrzutną przynętą, <br>Żeby spełniało się prawo gatunku, <br>Że krew ostygnie i rdzą porażeni, <br>555<br>Ubrani w płaszcze z gnijącej purpury, <br>Spadać będziemy w proch sprzed lat miliona, <br>Gdzie czeka pradziad nasz, Pithecanthropus. <br>Czy ty, co nosisz rozsądny frak Hegla <br>I lubisz dzikie, wiatrom dane strony, <br>560<br>Przybrałeś sobie tylko nowe imię? <br><br>W zielonej torbie tajne biuletyny. <br>Poeta słyszy jego