nie było mi zręcznie prosić o azyl, ale żadnej trzeciej możliwości nie miałem. Mama spała jeszcze, więc otworzył mi w pidżamie Maciej D. Im sławniejszy człowiek, tym śmieszniej prezentuje się wyciągnięty z wyra, rozczochrany, z zaropiałymi, szczurzymi oczkami - mnie wszakże nie było do śmiechu. <br>Postawiłem walizkę w przedpokoju i w krótkich słowach zawarłem ciężką jak ona prawdę. Powiedział coś w stylu, że to smutne albo że przykre, a potem staliśmy dłuższy czas naprzeciw siebie, w milczeniu zjadając naszą żabę, bo naprawdę trudno wycenić, który którego bardziej nie lubi. Na to zjawiła się moja mama: rzut oka na mnie, walizkę, Maćka D., złożyła