przekrzywionym ramieniem drogowskazu i po chwili błysnęła toń małego jeziora. Byli na miejscu. Zgasły światła, zgasła muzyka. Trzaśnięcia drzwiami, dzika plaża z tatuażem wypalonego ogniska pośrodku.<br>- No! To do wody! - zakomenderował Soso.<br>Jednak Zygmunt tego nie słyszał - trwał dalej w pędzie tanecznym, w ruchu rozgadanych drzew, poszumie flirtujących gałęzi i krzewów. Usiadł na plaży jak na leśnym weselu nocy i zaczął przyglądać się biesiadnikom. Świerki szeleściły dumnie igliwiem, basowo bębniły dęby, buki, co wcale nie takie oczywiste, buczały jak bąki, topole topiły języki w zroszonej trawie i ciągle im było mało, sosny z głowami w sosie snu śniły na jawie, niżej