ekran zamkniętych powiek rozsypujące się i z mozołem zlepiane na nowo obrazy. Na chwilę zmorzył go półsen.<br>W półśnie realne kontury przedmiotów jęły się powoli zacierać i pałąkować, stwarzając w nowych kombinacjach tych samych linii coraz to inne pejzaże.<br>Gdzie przed chwilą tysiącem świec płonął żyrandol, żarzyło się teraz olbrzymie, kuliste słońce, ciężkie jak kropla rozpalonego metalu, gotowa w każdej chwili skapnąć na ziemię, paląc ją na węgiel. To, co przed chwilą jeszcze było szeregiem ławek, przeciągało się teraz leniwie w słońcu garbami tysiąca zagonów, wyzierających z mętnego szkliwa wody. Zanurzeni po kolana w wodzie, mali, pomarszczeni, żółci ludzie w łachmanach