sprzyjały długim, nocnym dyskusjom prowadzonym spontanicznie, przy piwie, do białego rana w tłumnie obleganym klubie festiwalowym. Na tym również polega fenomen tej imprezy, zaspokajającej potrzebę grupowej identyfikacji i uczestnictwa w czymś absolutnie wyjątkowym, na co gdzie indziej nie ma szans. <br>Sukces letnich festiwali, które młodzież uznała za swoje i okrzyknęła kultowymi, zastanawia, lecz nie powinna dziwić. W każdym razie nie tych, co pamiętają intelektualny ferment wokół dawnych DKF. Tamta publiczność z wypiekami na twarzy zaliczała równie długie i ambitne maratony, tyle że poświęcone nieco innym twórcom i odmiennym zjawiskom. Wtedy chodziło się na Fassbindera, na Tarkowskiego, a szczytem marzeń wydawało się