nosie w zwiezione w czerwcu siano, nazywałem się cichutko: - Chytry, Chytry, Chytry.<br> - Ale tak cichutko, żeby nie spłoszyć nawet kuny zadomowionej w stodole i polującej u krokwi na ptaki.<br> Wtedy, oswojony z przezwiskiem jak z godnością weselnego starosty, przymykając oczy i ciągle słysząc nad sobą i równocześnie w sobie polującą kunę, czułem, jak w moje ciało, począwszy od podłożonych pod potylicę rąk aż do małego palca u lewej nogi, wchodzi sen.<br> A razem z tym snem zjawia się we mnie Jasiek, mój kompan z chóru.<br> Tuż po Jaśku, wchodzi do stodoły, w siano, a z tego siana we mnie cały kościelny