do ogrodu. W dół. <br>Jazda!<br>I pies pognał. Od razu skokiem w bok, na oślep. Wrócił, <br>rąbnął Adama potężną piersią, aż ten <br>się zachwiał, potem łbem budę; zamroczyło go chyba, <br>bo zatoczył się, przewrócił miskę, trzasnął <br>z całej siły w drzwi chlewu. Wieprzki podniosły alarm, <br>natychmiast przyłączyły się do jazgotu kury. Adam <br>spojrzał z przestrachem w dalekie okna domu. Drzemały <br>spokojnie w słońcu, białe w zasłonkach i szklanym <br>blasku.<br>Pies skręcił z ogrodowej dróżki, pognał na ganek; <br>za oknami podniósł się krzyk - głośna zapowiedź <br>klęski.<br>Bo to była klęska. Tak dotkliwa, że Adam blednie <br>na wspomnienie, zaciska ręce w pięści i