czasu wybieram się na przechadzkę po wsi, żeby zobaczyć, jak ludzie się budują, zdarza mi się co parę kroków spotykać kromki chleba wyrzuconego przez okno na drogę, leżącego całymi glonkami na podwórzu, chleba, którego nie chwytają się ani kury, ani psy drzemiące pod cieniem okapu.<br> Podnoszę te kromki, otrzepuję z kurzu i kładę na kołkach płotu.<br> Może dojedzą je ptaki przelotne, a może nasycą one tych, którzy za żywota swojego nigdy do syta chleba się nie najedli.<br> Czasem przykładam kromkę do oczu i widzę, jak lud żytni i pszenny wysilał się w bitwie z chwastami, z kamieniem polnym, z powodzią, z